Ja nie zdradzam się z tym nigdy przed nikim
że słyszałam zimowe słowiki.
A kiedy?
A gdzie?
Nocą.
W styczniowym bzie.
Bielił się od stóp do głowy.
Jak wiosenny bez.
Jak majowy.
I leciały z niego śnieżne płateczki.
Każdy słowik darł się za dwóch.
I z każdego prószył puch.
Biały puch.
Aż go pełne były rankiem ścieżki.
Ale ja się tym nie zdradzam przed nikim,
Bo kto wierzy w zimowe słowiki?
Joanna Kulmowa, „Zimowe słowiki” 1967 r.